piątek, 11 maja 2012

11 maja 2012


Ucieczki………

    Większość rodziców dzieci Autystycznych, opisuje spektakularne ucieczki swoich pociech. Nam też takie towarzyszyły. Pawła inwencja twórcza w tej mierze, przekraczała granice między magią a rzeczywistością. Ciekawe jest to że, nigdy nie obserwował ludzi, nie naśladował ich. Za to zwierzęta, obojętnie te chodzące na nogach czy fruwające – owszem.

    Takie sytuacje zawsze przyprawiały mnie o zawał serca. Najgorzej było kiedy, przez jakiś czas mieszkaliśmy w bloku, na drugim piętrze. Wiedziałam czego mogę się spodziewać po nim, ale opiszę dwie sytuacje.

    W mieszkaniu którym mieszkaliśmy, w oknach były blokady zabezpieczające przed całkowitym otwarciem. Mieliśmy też dwa kanarki, które wypuszczaliśmy na mieszkanie, żeby złapały troszkę „wolności”. Nie mieliśmy pojęcia, że Paweł obserwuje je bacznie. Ponieważ MOPS w tym czasie nie zakwalifikował mnie do świadczenia pielęgnacyjnego, (chociaż już pobierałam zasiłek pielęgnacyjny na Pawła) po zakończonym urlopie wychowawczym, musiałam podjąć pracę. Panie w MOP-SIĘ, tłumaczyły to tym, że nie mogę wiedzieć czy nie dam rady przy nim pracować, skoro nawet nie próbowałam. Pracę podjęłam od razu. 70 km od domu, na trzy zmiany. W tym czasie, Pawłem opiekowała się moja teściowa, miała wówczas 75 lat.

    Któregoś dnia po powrocie z pracy, zastałam moją teściową w stanie przed zawałowym. Nie mogła wykrztusić słowa. Kiedy doszła do siebie, opisała mi co się stało. Kobiecina chciała mi pomóc więcej niż mogła. Kiedy Paweł zasnął, zabrała miskę z praniem i poszła Pietro wyżej na strych, powiesić je. Trwało to jakąś chwilkę. Kiedy wróciła, zobaczyła otwarte na oścież okno, Pawła stojącego na parapecie, z wyciągniętymi na bok rękami. Jakby szykował się do lotu. Ponieważ nikt, nie chciał się podjąć opieki nad Pawłem, w momencie gdy ja jestem w pracy, musiałam z niej natychmiast zrezygnować.

    Druga sytuacja wydarzyła się tuż po mojej rezygnacji z pracy. Był piękny dzień, słoneczny. Po ogarnięciu mieszkania, postanowiłam zejść na dół, gdzie po drugiej stronie ulicy, mieszkała druga babcia Pawła. Świetne podwórko, bramka zamykana na klucz. Babcia zaproponowała żebym, chwilkę usiadła i wypiła z nią kawę. Zamknęłyśmy bramkę, klucz wylądował w kieszeni. Poszłyśmy do mieszkania tylko na chwilkę, zalać kawę i wyciągnąć na dwór stolik oraz krzesełka. Kiedy wyszłam na dwór z krzesełkami w rękach, po Pawle nie było już śladu. Zaczęłam dosłownie wariować, gdzie mógł pójść, blisko rzeka, ruchliwa ulica………najczarniejsze myśli przychodziły do głowy. Na schodach pobliskiej biblioteki, siedziały sąsiadki patrzyły na nas jak na wariatki i śmiały się. Po blisko godzinnych poszukiwaniach, przyprowadziły go dzieci ze szkoły, która mieściła się w pobliskim parku.Przyszedł sobie do nich do klasy, siadł w kącie i siedział.

Dopiero po kilku dniach, jedna z sąsiadek które siedziały na schodach, powiedziała do mnie:

 – „ Bystry ten Twój Paweł, widziałam jak wyszedł.”

- „ Jak?”- spytałam

- „ A no, z podwórka pod bramką przeciskał się pies, a zaraz za nim Paweł”

    Nie miałam już sił na skomentowanie tego. Wystarczyło jedno słowo sąsiadek, żebym nie musiała przeżywać horroru.

    Po tym incydencie, postanowiliśmy z mężem że, nie możemy dłużej tam mieszkać. Po ponownym zamieszkaniu na Chróścinie, też były jego ucieczki, tyle że, nauczyłam się czujnie spać, wiedziałam gdzie go szukać. Był na swoim terenie, trasa zawsze ta sama. Bywały noce, kiedy nie spałam w ogóle. Paweł, nie zasypiał, a ja nie mogłam dopuścić do jego nocnych wędrówek.

    Nieraz to że, wychodził tylko w znane sobie miejsca, nie przekraczał pewnych granic, ogólnie stałość otoczenia, było naszym wybawieniem. Człowiek jest tylko człowiekiem, nie może mieć oczu w kilku miejscach naraz, zwłaszcza jak ma do upilnowania trójcę urwisów. Paweł miał wówczas niespełna 5 lat.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz