wtorek, 21 stycznia 2014

21 stycznia 2014

   No, miał być wpis o tym Pawła poście. Dużo się teraz dzieje. Paweł codziennie przegląda piktogramy. Coś Niedźwiedź knuje, tylko jeszcze go nie rozszyfrowałam. Poczekamy zobaczymy. Jedno jest pewne…… Jego przyszłość jako „ ROLNIKA”, ewolucję przeszła bo na „TABLICA PL”, znalazł ciągniki i inny sprzęt rolniczy. Czas teraz wypełniam głównie tym, że na wołanie Pawła:

- OOOO! Chodź zobacz, to mi się podoba!

   Lecę na złamanie karku zobaczyć CO? Mu się tak podoba. Ostatnio udało mi się go zatrzymać, jak chciał dodać komentarz: „NIE WOLNO SPRZEDAWAĆ”……….. Jego pomysł bycia rolnikiem, nie jest czymś nowym. Związane jest to ściśle z naszą przeszłością. Mieliśmy kury, kaczki, gęsi, świnie, krowę i cielęta. Teraz tak sobie myślę, że on po prostu czuł się w tedy potrzebny. Od zawsze kochał zwierzęta. Lubił karmić je ze mną. Kiedy chodziłam doić krowę, zawsze był przy mnie. „BAŚKĘ”, bo tak miała na imię, rozpieścił wręcz. Kiedy zapomniał dać jej „całusa” przy wyjściu, stała obrócona łbem do drzwi i ryczała upominając się o swoje…… Na tamten czas, nie było innego wyjścia. Wychodząc do obrządku, musiałam zabierać go ze sobą. Starsze dzieciaki były w szkole, Krzysiek tułał się po delegacjach a starowinka teściowa nie mogła już za nim latać. Z tych czasów, w mojej pamięci bardzo żywo zachowało się pewne zdarzenie.

   „Baśka” się ocieliła. Ja nigdy nie miałam krowy. Ona była pierwsza. Stara, ale bardzo spokojna. Cielę odbierali dwaj sąsiedzi. Coś jednak poszło nie tak, i „Felek” nie chodził na nogi. Pierwsze słowa teściowej były takie:

- No i pójdzie do rzeźni………

   A w życiu na to nie pozwolę – pomyślałam. Dałam radę z niepełnosprawnym dzieckiem, to i cielaka pozbieram do kupy. Codziennie z Pawłem, po kilka godzin spędzaliśmy w kojcu malucha. Masowałam mu raciczki, uczyłam stawiać je do chodzenia. Ciele nabrało fajnego wigoru. Widać było że, ma wolę walki. Któregoś ranka zaspałam. Nie było to długo, raptem 15 minut. Weszłam do pokoju dzieciaków. Szok, nie ma Pawła. Chwila myślenia i olśnienie……… Przecież wiem gdzie on jest. W stajni!

    Zaleciałam szybciutko. Co zobaczyłam? Pawła siedzącego w kojcu z malcem. Masował mu raciczki słomą zupełnie tak jak ja to robiłam. Za kojcem stała „BAŚKA”, pomrukiwała i patrzyła na to co Paweł robi. „Felek” był naszą maskotką. Razem z Pawłem w przeciągu 2 miesięcy, postawiliśmy go na nogi. Po urazie ścięgien nie było znaku. Rankiem, gdy czasem udawało się że, Paweł dłużej spał. „Felek” wchodził do domu, do pokoju dzieciaków. Obwąchiwał każdego, polizał ozorem i wychodził za mną. On był jak pies, potrafił wyłożyć się pod bramą podwórka i warować. Teściowa nazwała mnie czarownicą. Powiedziała że, przy mnie nawet byk się ocieli. Była w szoku, że ja, nigdy nie pracująca w gospodarstwie…….. Tak sobie radzę.


   Niestety szybko nadeszła zima. Nie mając swojego pola, karmę musieliśmy kupować. Szybko okazało się, iż nasze gospodarowanie, przejada nas. Kiedy sprzedawałam zwierzęta, Paweł wpadł w szał…….. Chciał płacić handlarzom żeby, je zostawili, potem chciał ich nawet bić…….. Potem wydawało mi się że, Niedźwiedź zapomniał. Aż do teraz……… Jak tylko znajdę płytkę ze zdjęciami z tamtego czasu, dorzucę do tego posta……….

1 komentarz: