wtorek, 29 stycznia 2013

29 stycznia 2013.



    Wczorajszy dzień w naszym domu, został jednogłośnie okrzyknięty „Dniem Czajnika Elektrycznego”. Zaraz opiszę dlaczego.

    Poniedziałek 21, zaczął się jak zwykle od pobudki zrobionej mi przez Pawła. Na zegarze 6.30, do pokoju zagląda głowa Młodego, ze standardowym pytaniem;
-          Mamo! Kawka?-
-          Tak synku, kawka.- Chwilkę po tym, w kuchni rozległ się wielki krzyk.......Zerwałam się z wyra na równe nogi. Wpadam do kuchni, z oczami jeszcze na zapałkach i co widzę?

    Paweł naszykował kubek z kawą, dzbanek z herbatą dla siebie, i stoi przy półce gdzie zwykle stał czajnik, z dzbankiem wody, coby wlać do urządzenia. Jasny gwint, zapomniałam że, Krzysiek wziął czajnik do pracy. Młody drze się w niebogłosy.
- Ktoś mi w nocy ukradł czajnik. Trzeba dzwonić na policję!- znając życie, pewnie by tak zrobił gdybym nie była już w kuchni.
-          Paweł, spokojnie, nikt nie ukradł czajnika, tato tylko pożyczył go do pracy!- Jak to usłyszał nie omieszkał zadzwonić do taty, z awanturą. Tato jednak obiecał że, czajnik wróci, ale póki co Paweł musi codziennie coś realizować z „listy materiałów budowlanych”.

    Tak więc, matka cały tydzień dreptała z Młodym po materiały na skład. Co dziennie po jednym z listy, wszak uczymy się cierpliwości. Słowo „priorytet” niestety Pawłowi kojarzy się tylko z przesyłką, więc zastąpiliśmy je słowem „etapy”. I chyba lepiej mu je wytłumaczyć.

    Tak więc po tygodniowej wędrówce, w sobotę, tato i Paweł przystąpili do kolejnego etapu remontu pokoju. W niedzielę Krzysiek oznajmił że, za dobre sprawowanie, w poniedziałek wieczorem czajnik będzie w domu.

    Tak więc, po powrocie ojca z pracy, Paweł przystąpił do rewizji nadzwyczajnej, tatusiowego bagażu.
- Jeeeest!, jeeeest!, przywiózł. Mój czajnik!- tutaj dołączyło skakanie, klaskanie i ogólna euforia.....
Tak się zastanawiam, czy kiedyś ucieszy się tak na nasz widok, jak na widok tego czajnika.

    Pojawiła się też nowa fobia. Nie pisałam wcześniej bo myślałam że mu przejdzie. Paweł nie toleruje do spania światła. Jedyny odblask w pokoju jaki znosi, to dioda od wieży, bo bez muzyki nie zaśnie. W pokoju powiesiliśmy podwójnie złożoną zasłonę. Wisi ona jednak na karniszu, i rad nie rad, bokami wdzierało się światło księżyca.

    Paweł teraz bierze 2 gwoździe i przypina zasłonę do pianki która wystaje po bokach nie obrobionego okna. Rano wstaje, wyciąga gwoździe, odstawia na półkę. Wieczorem znów to samo. Ciekawe jest to że, nie robi nowych dziur w zasłonie, tylko pieczołowicie szuka tych, które już zrobił.

P.S. Klamerkowo – kolorowo dalej jest. Czasem normalnie mam wrażenie jakby z duchem mieszkała. Zostawiam klamerki byle jak, obracam się na chwilkę, a te już poukładane kolorami.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz