Ucieczki………
Większość rodziców dzieci Autystycznych, opisuje spektakularne ucieczki
swoich pociech. Nam też takie towarzyszyły. Pawła inwencja twórcza w tej
mierze, przekraczała granice między magią a rzeczywistością. Ciekawe jest to
że, nigdy nie obserwował ludzi, nie naśladował ich. Za to zwierzęta, obojętnie
te chodzące na nogach czy fruwające – owszem.
Takie sytuacje zawsze przyprawiały mnie o zawał serca. Najgorzej było
kiedy, przez jakiś czas mieszkaliśmy w bloku, na drugim piętrze. Wiedziałam
czego mogę się spodziewać po nim, ale opiszę dwie sytuacje.
W mieszkaniu którym mieszkaliśmy, w oknach były blokady zabezpieczające
przed całkowitym otwarciem. Mieliśmy też dwa kanarki, które wypuszczaliśmy na
mieszkanie, żeby złapały troszkę „wolności”. Nie mieliśmy pojęcia, że Paweł
obserwuje je bacznie. Ponieważ MOPS w tym czasie nie zakwalifikował mnie do świadczenia
pielęgnacyjnego, (chociaż już pobierałam zasiłek pielęgnacyjny na Pawła) po
zakończonym urlopie wychowawczym, musiałam podjąć pracę. Panie w MOP-SIĘ,
tłumaczyły to tym, że nie mogę wiedzieć czy nie dam rady przy nim pracować,
skoro nawet nie próbowałam. Pracę podjęłam od razu. 70 km od domu, na trzy
zmiany. W tym czasie, Pawłem opiekowała się moja teściowa, miała wówczas 75
lat.
Któregoś dnia po powrocie z pracy, zastałam moją teściową w stanie przed
zawałowym. Nie mogła wykrztusić słowa. Kiedy doszła do siebie, opisała mi co
się stało. Kobiecina chciała mi pomóc więcej niż mogła. Kiedy Paweł zasnął,
zabrała miskę z praniem i poszła Pietro wyżej na strych, powiesić je. Trwało to
jakąś chwilkę. Kiedy wróciła, zobaczyła otwarte na oścież okno, Pawła stojącego
na parapecie, z wyciągniętymi na bok rękami. Jakby szykował się do lotu.
Ponieważ nikt, nie chciał się podjąć opieki nad Pawłem, w momencie gdy ja
jestem w pracy, musiałam z niej natychmiast zrezygnować.
Druga sytuacja wydarzyła się tuż po mojej rezygnacji z pracy. Był piękny
dzień, słoneczny. Po ogarnięciu mieszkania, postanowiłam zejść na dół, gdzie po
drugiej stronie ulicy, mieszkała druga babcia Pawła. Świetne podwórko, bramka
zamykana na klucz. Babcia zaproponowała żebym, chwilkę usiadła i wypiła z nią
kawę. Zamknęłyśmy bramkę, klucz wylądował w kieszeni. Poszłyśmy do mieszkania
tylko na chwilkę, zalać kawę i wyciągnąć na dwór stolik oraz krzesełka. Kiedy
wyszłam na dwór z krzesełkami w rękach, po Pawle nie było już śladu. Zaczęłam
dosłownie wariować, gdzie mógł pójść, blisko rzeka, ruchliwa
ulica………najczarniejsze myśli przychodziły do głowy. Na schodach pobliskiej
biblioteki, siedziały sąsiadki patrzyły na nas jak na wariatki i śmiały się. Po
blisko godzinnych poszukiwaniach, przyprowadziły go dzieci ze szkoły, która
mieściła się w pobliskim parku.Przyszedł sobie do nich do klasy, siadł w kącie
i siedział.
Dopiero po kilku dniach, jedna z
sąsiadek które siedziały na schodach, powiedziała do mnie:
– „ Bystry ten Twój Paweł, widziałam jak
wyszedł.”
- „ Jak?”- spytałam
- „ A no, z podwórka pod bramką
przeciskał się pies, a zaraz za nim Paweł”
Nie miałam już sił na skomentowanie tego. Wystarczyło jedno słowo
sąsiadek, żebym nie musiała przeżywać horroru.
Po tym incydencie, postanowiliśmy z mężem że, nie możemy dłużej tam
mieszkać. Po ponownym zamieszkaniu na Chróścinie, też były jego ucieczki, tyle
że, nauczyłam się czujnie spać, wiedziałam gdzie go szukać. Był na swoim
terenie, trasa zawsze ta sama. Bywały noce, kiedy nie spałam w ogóle. Paweł,
nie zasypiał, a ja nie mogłam dopuścić do jego nocnych wędrówek.
Nieraz to że, wychodził tylko w znane sobie miejsca, nie przekraczał
pewnych granic, ogólnie stałość otoczenia, było naszym wybawieniem. Człowiek jest
tylko człowiekiem, nie może mieć oczu w kilku miejscach naraz, zwłaszcza jak ma
do upilnowania trójcę urwisów. Paweł miał wówczas niespełna 5 lat.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz