Bałam się tego dnia. Ale nie dlatego że,
jest on dniem szczególnym, dniem zadumy i myśli o bliskich którzy odeszli.
Bałam się reakcji Pawła. Czy da radę, czy będziemy mieli szansę na wspólne
wyjście na cmentarz i zapalenie zniczy. Na wspólną modlitwę nad grobami
bliskich. Jeszcze wczoraj gdy rozmawiałam z Pawłem na temat tego święta, miałam
wrażenie że, on jest po prostu zły na tych co odeszli. Jego umysł nie jest w
stanie ogarnąć tego, że są choroby przy których lekarze są bezsilni. Ciężko
jest mu to wszystko wytłumaczyć. On ma świadomość tego że, jest chory,
niepełnosprawny. Wie też jednak że, idąc do lekarza wypisuje leki które
pomagają mu jakoś funkcjonować i żyje dalej. Nie umiera, nie odchodzi i nikogo
nie zostawia.
Na cmentarz pojechaliśmy rano, kiedy jest
jeszcze mało ludzi. O dziwo, stanął z nami przy grobach, z nami zapalał znicze.
Nie uciekał, po prostu był. Nasza wizyta na cmentarzu nie była zbyt długa, ale
za to z pełnym szacunkiem dla zmarłych.............
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz