Po blisko 2 tygodniowej „jeździe bez
trzymanki”, chodzeniu za nim jak cień od zeszłej soboty, dzisiaj normalnie raj
na ziemi. Pomijając marudzenie, które u niego jest standardem, a na które ja
się już uodporniłam, cały dzień spędził w łóżku. Jeszcze wczoraj latał jak
postrzelony z „opatą” do odśnieżania, a dzisiaj dosłownie placek.
Wczoraj do okna w kuchni zapukała sąsiadka.
Paweł akurat poszedł z Piotrkiem na pocztę po znaczki. Otworzyłam okno.
Sąsiadka spytała o niego. Już myślałam że, coś zmalował. Na moją odpowiedź że,
poszedł z bratem na pocztę, kobieta wręczyła mi pokaźną czekoladę mówiąc:
-
To
dla Pawła, ja go tak lubię za to że, mi ten mostek odśnieża. – szczęka mi
opadła, ale prezent przyjęłam. W końcu nie był dla mnie tylko dla niego.
Kiedy wrócił, wręczyłam mu czekoladę,
mówiąc że, zarobił ją odśnieżając mostek. Tak sobie chłopak wziął to do serca,
że: najpierw siadł i zjadł pół czekolady, potem poleciał z „opatą”, po
odśnieżać jeszcze podwórko sąsiadce. Kiedy wrócił z kompletnie przemoczonymi
butami i skarpetami, siadł i dokończył czekoladę. Dzisiaj normalnie odwrót o
180 stopni.
Tak sobie myślę. Fakt że, ostatnio nie
bardzo stać mnie na magnez i inne suplementy z OLIMPA, więc póki co posiłkuję
się multivitaminami. Dla Pawła to jednak musi być za mało. Po za tym gorzej się
przyswaja. Dlaczego? A no dlatego że, jego metabolizm jest zupełnie inny niż
zdrowego człowieka. Ciągłe biegunki, mleko które pochłaniał latami, cukier
który dosłownie pożerał kilogramami........to wszystko zostawiło porządne
spustoszenia w jelitach. Uprzedzono mnie o tym że, bardzo możliwe iż Paweł ma
tzw. „zespół przeciekającego jelita”. To właśnie dlatego w jego obecnym
jedzeniu, znajduje się tak dużo oleju. Oleje dostaje na przemiennie po jednej
łyżce przed posiłkiem.
Wracając do tematu magnezu. Być może jest
tak że, pochłaniając tą tabliczkę czekolady, na jakiś czas chwycił odpowiednią
dawkę.
Chciałam też napisać kilka istotnych
informacji uzupełniających. Większość publikacji podaje że, magnez jest jedynym
pierwiastkiem którego tak naprawdę nie da się przedawkować, a wręcz trzyma łapę
nad przedawkowaniem innych np.:WAPNIA.
To właśnie magnez pobudza metabolizm do
prawidłowego przetwarzania; białek, cukrów i tłuszczy. Z czym jak wiemy
autystycy mają wielki problem. Magnez nie działa jednak sam w organizmie. Ma
kumpla któremu na imię wapń. Oboje tworzą zgraną rodzinkę, która odpowiada za,
przewodzenie impulsów nerwowo-mięśniowych. I tutaj uwaga; STRES jest czymś z
czym autystycy żyją przez całe życie. Ten zaś mobilizuje ich do większego,
często ponad ich siły wysiłku. Ale jak to w życiu bywa, nie ma nic za darmo.
Większy wysiłek = utrata większej ilości
energii, a co za tym idzie ulatnia się magnez. Powstaje pewnego rodzaju
nierównowaga, między zasobami magnezu a wapnia. Kiedy magnezu jest za mało, a
wapnia akurat, ten przejmuje władzę, pozwalając na wydzielanie substancji
pobudzających (neuroprzekaźników)
-
noradrenaliny
-
dopaminy
No i wtedy
właśnie „hulaj dusza, piekła nie ma”
Szybka reakcja nakazuje wezwać na pomoc
magnez. Ten da po hamulcach i zablokuje niekontrolowane reakcje układu
nerwowego i osłabi siłę bodźców pobudzających.
Jaka jest
zatem prawidłowa proporcja wapnia do magnezu?
Otóż 2 do 1
Na mój wiejski rozum, między jedną dawką
wapnia a drugą, w odstępie co najmniej godziny. Powinien wpaść na przysłowiową
„herbatkę” magnez. Walnąć ręką w stół i powiedzieć „w końcu ja tu rządzę”.
Zaraz pewnie zlinczują mnie o mleko. Bo
przecież reklamy, bo mleko i nabiał bogate w wapń. Sraty- taty.......
Wiem, napisałam że: magnez i wapń tworzą
„rodzinkę”. I tak jest, tyle tylko że to dość zwariowana rodzinka. Przetwory
nabiałowe, owszem posiadają duże ilości wapnia. Ale w postaci nieorganicznej,
przy czym mają znikomy zasób magnezu. A że zakwaszają organizm, nie pozwalają
się temu wapniu wchłonąć, przez co przy braku magnezu dochodzi do niedoboru
wapnia.
Jest to
swoistego rodzaju „zamknięty krąg”
Oprócz wapnia, magnez też odpowiada za
gospodarkę; witaminą D, witaminą C, potasem, i wieloma innymi o których napiszę
innym razem. Najważniejsze jest to, że chyba w końcu zrozumiałam na czym polega
ta „bomba witaminowa”
P.S.
I jeszcze dobre wieści. Kasia była dzisiaj
na kontroli, i może już chodzić po domu. Niestety będzie jednak musiała wziąć
urlop dziekański na uczelni.........Co tam, magisterka nie zając, nie ucieknie.
Witamy, witamy....Napisałam do Pani meila. Za dodanie do bloga nie ma co dziękować. Przynajmniej w taki sposób możemy choć troszkę pomóc. Wiadomo że, rozgłos jest połową sukcesu w walce z chorobą......A nas cieszy że, do nas zaglądacie.
OdpowiedzUsuńPozdrawiamy i całuski dla Antosia ślemy...