Wczorajszy dzień w naszym domu, został
jednogłośnie okrzyknięty „Dniem Czajnika Elektrycznego”. Zaraz opiszę dlaczego.
Poniedziałek 21, zaczął się jak zwykle od
pobudki zrobionej mi przez Pawła. Na zegarze 6.30, do pokoju zagląda głowa
Młodego, ze standardowym pytaniem;
-
Mamo!
Kawka?-
-
Tak
synku, kawka.- Chwilkę po tym, w kuchni rozległ się wielki krzyk.......Zerwałam
się z wyra na równe nogi. Wpadam do kuchni, z oczami jeszcze na zapałkach i co
widzę?
Paweł naszykował kubek z kawą, dzbanek z
herbatą dla siebie, i stoi przy półce gdzie zwykle stał czajnik, z dzbankiem
wody, coby wlać do urządzenia. Jasny gwint, zapomniałam że, Krzysiek wziął
czajnik do pracy. Młody drze się w niebogłosy.
- Ktoś mi w
nocy ukradł czajnik. Trzeba dzwonić na policję!- znając życie, pewnie by tak
zrobił gdybym nie była już w kuchni.
-
Paweł,
spokojnie, nikt nie ukradł czajnika, tato tylko pożyczył go do pracy!- Jak to
usłyszał nie omieszkał zadzwonić do taty, z awanturą. Tato jednak obiecał że,
czajnik wróci, ale póki co Paweł musi codziennie coś realizować z „listy
materiałów budowlanych”.
Tak więc, matka cały tydzień dreptała z
Młodym po materiały na skład. Co dziennie po jednym z listy, wszak uczymy się
cierpliwości. Słowo „priorytet” niestety Pawłowi kojarzy się tylko z przesyłką,
więc zastąpiliśmy je słowem „etapy”. I chyba lepiej mu je wytłumaczyć.
Tak więc po tygodniowej wędrówce, w sobotę,
tato i Paweł przystąpili do kolejnego etapu remontu pokoju. W niedzielę
Krzysiek oznajmił że, za dobre sprawowanie, w poniedziałek wieczorem czajnik
będzie w domu.
Tak więc, po powrocie ojca z pracy, Paweł
przystąpił do rewizji nadzwyczajnej, tatusiowego bagażu.
- Jeeeest!,
jeeeest!, przywiózł. Mój czajnik!- tutaj dołączyło skakanie, klaskanie i ogólna
euforia.....
Tak się
zastanawiam, czy kiedyś ucieszy się tak na nasz widok, jak na widok tego
czajnika.
Pojawiła się też nowa fobia. Nie pisałam
wcześniej bo myślałam że mu przejdzie. Paweł nie toleruje do spania światła.
Jedyny odblask w pokoju jaki znosi, to dioda od wieży, bo bez muzyki nie
zaśnie. W pokoju powiesiliśmy podwójnie złożoną zasłonę. Wisi ona jednak na
karniszu, i rad nie rad, bokami wdzierało się światło księżyca.
Paweł teraz bierze 2 gwoździe i przypina
zasłonę do pianki która wystaje po bokach nie obrobionego okna. Rano wstaje,
wyciąga gwoździe, odstawia na półkę. Wieczorem znów to samo. Ciekawe jest to
że, nie robi nowych dziur w zasłonie, tylko pieczołowicie szuka tych, które już
zrobił.
P.S.
Klamerkowo – kolorowo dalej jest. Czasem normalnie mam wrażenie jakby z duchem
mieszkała. Zostawiam klamerki byle jak, obracam się na chwilkę, a te już
poukładane kolorami.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz