sobota, 25 maja 2013

24 maja 2013

   Tydzień upłynął nam bardzo szybko. I dobrze! Mam już porządne zakwasy od jazdy na rowerze. "Niedźwiedź" obudził się już na dobre z zimowego snu. Przyznam się że, już nie mogłam się doczekać nadejścia soboty, kiedy tato Pawła będzie w domu i przejmie go choć na chwilę.

    We wtorek, pojechaliśmy rowerami do Mikolina. Żeby zmęczyć Pawła, pociśliśmy przez Narocki las do Golczowic, i dopiero z Golczowic dalej. Chciałam sprawdzić wytrzymałość Pawła, i  chyba poległam od własnej broni. 10 km bez przystanku, to dla niego pryszcz. Stara "Ukraina", pruła niczym rączy rumak, niosąc "Niedźwiedzia" na swych cienkich, spracowanych już kołach. Kiedy dojechaliśmy, okazało się że, Tymon ma na podwórku trampolinę. Chwalmy zatem Niebiosa, bo w domu ocaleje sufit i portki.........tylko czy moje nogi wytrzymają takie wypady? Rad nie rad, muszą bo warto zobaczyć taki widok:




   10 km do Mikolina, plus jakieś 3-4 droga powrotna. Jeden tylko dzień, a 13-14 kilosów w nogach. Ale cóż, czego matka nie zrobi dla dziecka, nawet tego dorosłego.......

   W środę, postanowiłam nieco okroić trasę. Pojechaliśmy do Przeczy. Paweł uwielbia pociągi. Uwielbia patrzeć na nie, jeździć nimi, czytać rozkłady jazdy. Na stacji, możemy spędzać godziny, w oczekiwaniu aż jakiś nadjedzie. Tak było i tym razem, czekaliśmy, czekali i doczekali się:





Tu zaliczyliśmy na szczęście tylko jakieś 8 km.......

   A wczoraj byliśmy w Lewinie. Oczywiście też na rowerach, też wydłużoną trasą.........Raz że, bezpieczniejszą, mniej ruchliwą. Dwa też głupia liczyłam że,będzie miał dość. W Lewinie, zaliczyliśmy pocztę. Zajęcia logopedyczne w formie lizania znaczków na koperty z apelami - zaliczone. Coraz lepiej wychodzi Pawłowi wyciąganie jęzora. Potem dałam się namówić na małe "co nie co", w cukierni....... Jeśli myślicie że, tylko RED-BUL dodaje skrzydeł, to spróbujcie złapać Autystyka, godzinę po zjedzeniu ciacha i popiciu go napojem ( nie dietetyczne niestety ). Zaliczyliśmy też sklep z pasmanterią. Matka nie kupiła sobie drutów do robótek, ale syn, kupił sobie ceratę na stół w kuchni. Cały przy tym był w skowronkach, bo Pani w sklepie zachwalała jego wybór. Ta trasa dodała nam kolejne 18 km. Wiem, to jeszcze nie nasz rekord, ale jak na początki sezonu i rozgrzewkę po przeciągniętej zimie, to dość sporo. Normalnie po powrocie do domu, ucieszyła mnie farba w spreju, którą musieliśmy dokupić, bo jedna na pomalowanie roweru to jednak mało.

   Jeszcze wczoraj, podczas jazdy, mieliśmy niezłą przeprawę. Już myślałam że, przyjdzie nam pieszo do domu wracać. Otóż, podczas jazdy, po mało ruchliwej ale wertepowatej trasie, do łożyska w Pawła kole, dostał się chyba piasek. Koło zaczęło piszczeć przy jeździe. Oczywiście, Paweł musiał to usłyszeć. Diabelnie ciężko było mu wytłumaczyć, że możemy spokojnie jechać. Uparł się że, koło mu się odkręca i koniec. Normalnie zmusiłam go, do dalszej jazdy........ale lepiej nie pytajcie jak szybko cisnął do domu. Ja wiem jedno: jak zeszłam ze swojego roweru, już w domu na podwórku, to nogi i ręce miałam w "bliżej nie określonym miejscu". A "Niedźwiedź" stał i się ze mnie śmiał.

   Dzisiaj matka triumfuje, rower rozebrany, pomalowany..........jutro go poskładają.........i już czuję w kościach że, od poniedziałku " a piat, od nowa Polsko.........."


P.S. Nasz rekord rowerowy to 36 km w jeden dzień z jednym odpoczynkiem. Tylko przedbiegi do tego wyczynu,  były nieco dłuższe........

P.S.2......Co do zakupów, "Niedźwiedź" zaplanował  w przyszłym miesiącu zakup firany do swojego nowego pokoju. A gumolit na podłogę - to niech  mama kupi.......

poniedziałek, 20 maja 2013

20 maja 2013

    Znając życie, zanim skończę i opublikuję, będzie już 21 maja. Mniejsza z tym. Ważne że wczoraj była piękna niedziela. Świeciło słońce i mimo wiejącego wiatru było dość przyjemnie. Obiecałam mojemu Pudzianowi że, jak pozwoli mi w spokoju zrobić obiad, pojedziemy na rowery.

   Rowery są super motywacją. Był spokój. Zrobiłam szybciutko obiadek. Pudzian zaliczył nawet sjestę poobiednią, po czym znudzony zapytał czy już jedziemy.

- Ok!- powiedziałam.
- Szykuj rowery! A gdzie chcesz jechać?- spytałam jeszcze
- Do Kamila i Karola! - powiedział Paweł
- Dobra, a co tam będziesz robił?
- Pójdę na "ORLIKA"

   Szczęka mi nieco zwisła, ale pomyślałam "czemu nie, a nóż widelec cóś fajnego z tego wyjdzie. I pojechaliśmy. Kamil spał coś źle się czuł, ale za to Karol bardzo chętnie przystał na Pawła propozycję. Wygrzebał z komórki piłkę i poszliśmy. Zabawa była fajna, tyle że pod okiem matki to nie to samo co sam. Postanowiłam że, nagram filmek i ulotnię się na chwilkę gdzieś na bok. Paweł na początku miał problem z trafieniem do bramki, za to w matkę trafił celnie. Kurcze, a mnie się zdawało że, znów zjechałam z wagi. Chyba się jednak myliłam, skoro łatwiej trafić we mnie niż do bramki. Ramię boli mnie jeszcze dzisiaj.

A tak chłopaki biegali:


    Ponieważ fajnie im szło, tak jak pisałam, postanowiłam się ewakuować, co by dać im trochę swobody. Karol otrzymał szczegółową instrukcję obsługi kuzyna. Wytłumaczyłam że, Paweł ma w kieszeni telefon, jakby coś się działo ma zadzwonić. Ja będę u jego mamy.

   Dość chwilkę byłam już u siostry, gdy zadzwonił telefon. Odebrałam, w słuchawce odezwał się Paweł.

- Mama, krew z palca mi leci na "Orliku"!
- Paweł poczekaj chwilkę, już tam lecę!
- Ok, pa! - i rozmowa skończona. Jak zwykle.

Wyleciałam jak strzała, już miałam wsiadać na rower co by szybciej było. A tu z za murka wyłania się Paweł z Karolem, z buziami w kształcie banana. Paweł śmiał się i mówił jednocześnie:

- Mama kontuzja! - pokazując palec, z którego zdrapał mu się stary strupek. Za to siniaczek jest pokaźny na dłoni. No cóż, prawdziwy sport wymaga poświęceń.

   Za to dzisiaj włączyło mu się znów skakanie do sufitu. Ostatnia taka zabawa, skończyła się otartą kostką na dłoni. Wymyślił  sobie zabawę z tatem. Obaj skakali tak długo, aż dotkną sufitu. Pomijam fakt że, poszło przy tym 3 pary spodni. Młody swoją wagę ma, a żeby tacie dorównać, musiał mocniej się wybijać. Jak dotknęli sufitu palcami, postanowili podnieść poprzeczkę. Teraz dotykali pięściami. Paweł jednak cwaniak. Coby tacie dorównać, stanął na taborecie i się odbił. Sufitu dotkną pięścią, ale zdarł skórę z kostki.
Pytam go:

- Paweł! Boli!
- Sssss!!!!! a tam żartowałem!

   No cud jakiś czy cóś? Na żarty mu się zebrało.........i bądź tu mądry......

   P.S. Pojawił się u nas banerek "SIEPOMAGA", jest to kolejna forma pomocy dla Aleksa. Zachęcam do odwiedzania go.

piątek, 17 maja 2013

POMOC DLA ANTOSIA




     Śliczna, buźka z umazanym na niebiesko noskiem, duże niebieskie oczęta jak na prawdziwego Smerfa przystało. To właśnie jest ANTOŚ. Pozornie wygląda na zdrowiutkiego, rozbrykanego malca. Ale tak właśnie wyglądają dzieci, które borykają się na co dzień z AUTYZMEM.

    AUTYZM to zaburzenia które wprowadza zmysły w błąd. Potrafi sprawić że: śnieg w dotyku jest gorący,  cukier ma gorzki smak, muzyka powoduje ból uszu, a kolorowe światła – ból oczu. Coś co innym dzieciom sprawia radość, przytulenie przez mamę, głaskanie czy pocieszanie, dla dzieci z AUTYZMEM jest męczące i bolesne.

   O dzieciach z Autyzmem, mówi się często że, są niegrzeczne lub źle wychowane. Ale nikt przez sekundę nie zastanawia się czym  to jest spowodowane.

   Antoś ma niespełna trzy latka. Kiedy weszłam pierwszy raz na bloga, którego pisze mama Antosia, miałam wrażenie że, pisze dokładnie o Pawle sprzed wielu lat. Różnica tkwi tylko w wieku. Antoś ma to szczęście w nieszczęściu, że zaburzenia wykryto bardzo wcześnie. Już jest objęty fachowymi terapiami. I wszystko było by pięknie, gdyby nie fakt iż, są one bardzo kosztowne. Drugi problem to taki że, niemożna ich przerwać.

   Rodzice Antosia, podjęli szereg działań, aby móc na bieżąco kontynuować działania terapeutyczne, myślą o turnusie rehabilitacyjnym dla Antosia. Trzeba jednak te działania wesprzeć. I tu pojawia się szansa dla każdego człowieka o dobrym SERDUCHU.

   Na naszym blogu, po lewej stronie, znajdziecie banerek do AUKCJI ALLEGRO dla Antosia.
To tylko cegiełka, a może zdziałać bardzo wiele. Antosia można też wspomagać na inne sposoby. Jak? Dowiecie się tego tutaj:


   Zachęcam też do czytania bloga Antosia. Można tam na bieżąco śledzić postępy małego SMERFA.


   Mama Antosia jest bardzo miłą i ciepłą osobą. Mimo że, walczy o swojego malca, potrafi też wspierać innych. Krótko po tym jak nawiązałyśmy kontakt, Paweł otrzymał od Pani Małgorzaty zestaw witamin. Zestaw na jaki nie było i nie będzie nas stać. Mama Antosia, podzieliła się z nami tym co, miała dla swojego słodziaka. GOSIEŃKO - BARDZO CI DZIĘKUJEMY, i liczymy na to że, dzisiejszy nasz wpis, spowoduje iż, przybędzie Wam osób wspierających proces leczenia i rehabilitacji SMERFA ANTOSIA............czego życzymy z całego serca.......

środa, 15 maja 2013

14 maja 2013.


   Chyba miałam rację że, pojawienie się malca zmobilizuje Pawła do pewnych działań. Wszystko wskazuje na to, iż Paweł zamierza zaliczyć etap zabawy. Etap którego nie przeszedł za dziecka. Paweł ma świadomość tego że, Filip jest jeszcze za mały na zabawę. Postanowił więc nauczyć się jej w między czasie. Coraz chętniej wchodzi w relację z grupą. Owszem są to osoby bardzo dobrze mu znane. Kamil, młodszy kuzyn Pawła, ma na niego rewelacyjny wpływ. W piątek, kiedy poszłam z Pawłem do siostry, Kamil wyciągnął go na podwórko. Była tam grupka dzieci. Kamil wyciągnął z komórki piłkę. Zaczęli grać. Z okna obserwowałam. Najpierw Paweł podchodził z rezerwą do tej zabawy. Po chwili jednak zaczął biegać za piłką. Dosłownie – BIEGAĆ.......Odwróciłam wzrok na chwilę, bo siostra coś do mnie mówiła. Nagle słyszę głośne klaskanie Pawła, podskoki aż dudniły o ziemię i okrzyk:

- Jest! Jest! Strzeliłem gola!........po chwili dodał jeszcze........Strzeliłem gola do sąsiada!

   Ni mniej, ni więcej......piłka wylądowała w ogródku starszej Pani. Obie z siostrą nie dowierzałyśmy my że, Paweł tak świetnie się bawi.

   W poniedziałek, poszliśmy razem na zakupy. Kiedy weszliśmy do sklepu, Paweł dojrzał kaszki z BOBOVITY na półkach. Wskazując palcem na półkę, niemal krzyknął na cały sklep:
- O! Taką kaszkę Bobovita kup mi dla Filipa!
   Pomogło wytłumaczenie że, Filip jeszcze nie może jeść takich rzeczy. Ale już przynajmniej mam podgląd na to, gdzie Paweł będzie zostawiał część swojej renty. Już widzę jak Filip drepta z nami do sklepu, a Paweł zasypuje go łakociami. No cóż w końcu wujek pełną gębą......Po wyjściu ze sklepu, poszliśmy do babci Pawła. Tam na podwórku był Bartek. Zwykle dostawał spazmów na widok Pawła, tym razem kolejny szok przeżyłam. Bartek szeroko rozłożył ręce, i biegł do Pawła uradowany od ucha do ucha krzycząc:
- Paweł! Cześć Paweł! Co dzisiaj robimy?
   Po czym obaj zniknęli w garażu, gdzie wygrzebali piłki. Jedną kopali po podwórku, a drugą rzucali do obręczy symulującej kosz do koszykówki. Normalnie widok niesamowity. Bartek – przedszkolak, Paweł – dorosły facet, a zabawa że, tylko pozazdrościć.

    A dziś? A dzisiaj Paweł zaliczył pierwszy spacer z Filipem. 

   Bardzo długo czekał na ten dzień, kiedy będzie mógł powozić wózek. Kiedy tylko wystawiliśmy wózek na podwórko, Paweł już go nie odpuścił. Powiedziałyśmy mu że, będzie wiózł tylko po Chróścinie, jak dojedziemy do chodników, wózek weźmie Kasia. Wytłumaczyłam mu że, na krawężniki trzeba wjeżdżać ostrożnie, i łatwiej będzie Kasi. Obiecałyśmy że, jak w drodze powrotnej będziemy już na Chróścinie, dostanie wózek ponownie do rąk.

   Myślałyśmy że, zapomni. Bardzo się myliłyśmy. Paweł niósł siateczkę z ziemniakami. Kiedy mijaliśmy znak Chróścina, wcisnął mi ją do rąk, i powiedział:
- Już! – zabierając wózek od Kasi.
A tu filmek króciutki z tego spacerku. Nagrany telefonem zatem jakość taka jak widać, ale wujka Pawła z wózkiem, po prostu nie da się nie zauważyć.






   I jeszcze fotka. Fotka o jakiej marzyć tylko można. Matka tuląca dzieciątko, które słodko śpi słysząc bicie jej serca..............

  Słodka, prawda?


piątek, 10 maja 2013

9 maja 2013.


   No, sytuacja pomału nam się normalizuje. Od soboty, malec i mama są w domku. Zastanawiacie się pewnie jak zareagował Paweł?

   Przyznam szczerze że, nieco obawiałam się tego, jak zorganizować wszystko żeby było dobrze. Bałam się tego że, Paweł nakręcony czekaniem na malucha, będzie chciał brać go na ręce, głaskać.......sytuacja niezmiernie trudna. Jak wytłumaczyć mu postępowanie z maluszkiem, żeby nie poczuł się odrzucony czy lekceważony. Zaburzenia w kontaktach z innymi ludźmi, są jednak silniejsze, niż mój strach. Dopiero wczoraj, za sprawą Kasi, Paweł pogłaskał Filipa. Oficjalnie Paweł czeka aż, maluch będzie miał 3 lata, kupi mu rowerek i „hulaj dusza, piekła niema”. Jak więc było z powitaniem?

   Kiedy ja i Sebastian pojechaliśmy do porodówki po Kasię, Paweł z Piotrem powiesili na drzwiach ich domku plakat. Ten zrobiony oczywiście przez Pawła. Czekali nas w domu. Kiedy wjeżdżaliśmy w podwórko, Kasia od razu zauważyła co wisi na drzwiach. Aż usta zatkała rękami z wrażenia. Wysiadając z auta, nie omieszkała podziękować Pawłowi. Jak pięknie w jej ustach brzmiało „Mój ty kochany”. Paweł poczuł się bardzo dumny. Nosidełko w którym przywieźliśmy Filipa, musiało być okryte przy wysiadaniu z auta. Paweł zaglądał nerwowo „gdzie ten Filipek?”. Wytłumaczyłam mu że, musi wejść z nami do domu, tam go zobaczy. Wszedł.
   Odkryliśmy nosidełko, w pełnej okazałości pokazał się Filipek. Paweł zrobił szybki „rzut okiem” na malca, po czym skierował wzrok na brzuch Kasi. Bądź co bądź, jeszcze nieco okrągły. Paweł nie powiedział ani słowa, ale Kasia domyśliła się o co mu chodzi. Z niebiańską cierpliwością udzieliła mu wyjaśnień. Chyba mu wystarczyły, bo po chwili zniknął z bratem na rowerach. Wieczorem, kiedy byłam u Kasi, przyszedł za mną. Od drzwi spytał:
 - a gdzie Filipek?
   Pokazałam mu że, leży sobie spokojniutko na wersalce. Powiedziałam że, odpoczywa. Spytałam czy chce zobaczyć go z bliska. Powiedział TAK. Przysiadł na wersalce, zachowując „beeezpieczną odległość”. Chwilę pozaglądał. Zaglądał to raczej dużo powiedziane. Myślałam że, patrzy na niego jak „przez szybę”, charakterystycznie dla autystyka. Jakież było moje zdziwienie, gdy przyszliśmy do domu, a Paweł zapytał:
- dlaczego Filip otworzył oczy?
   I w zasadzie to jest właśnie to, czego nigdy niezrozumię. Patrzy tak jakby nic go nie interesowało, jakby niczego nie obserwował i nie widział. Wzrok sprawia wrażenie „kamiennego”, a jednak wychwytuje detale i szczegóły z otoczenia. Przyjęliśmy obecnie zasadę że, nic na siłę. Pomału pozwalamy Pawłowi oswoić się z nową sytuacją. Bo co innego tłumaczyć coś czego jeszcze nie ma, a co innego zaakceptować coś co już jest i będzie.

   A jak radzą sobie młodzi rodzice? Jak na mój tok myślenia, bardzo dobrze. Są młodzi, a jednocześnie bardzo dojrzali. Oboje po uszy zakochani w swoim maleństwie.

P.S. Plakat zrobiony przez Pawła, trafił do oficjalnych pamiątek Maluszka........

sobota, 4 maja 2013

3 maja 2013.


    Jutro wielki dzień. W domu ma się pojawić Kasia z maleństwem. Pracy będzie sporo, zwłaszcza że, trzeba wszystko tak zorganizować, by Paweł nie poczuł się odrzucony.

    Pytacie jak Paweł zareagował na wieść że, został wujkiem. W pierwszej reakcji nie było „sponatnu”. Nie dziwię się. W zaburzeniach autystycznych najważniejsze jest, żeby za informacją szedł obraz. W tym wypadku, najpierw była informacja, dopiero kiedy Sebastian wrócił do domu, pojawiły się zdjęcia. Pokazaliśmy je Pawłowi dopiero rano.

   Długo przetwarzał to w sobie. Jak zaskoczył, były podskoki, pytania kiedy pojedzie do Kasi........Nie mogliśmy go zabrać do porodówki. Kasia jest po cesarce, znając Pawła, rzucił by się jej na szyję.........Postanowiliśmy że, pojadę ja, nagram dla niego film i mu przywiozę. Film nie będzie publikowany, jest osobiście tylko dla Pawła i trzeba to uszanować. Po obejrzeniu filmu, Paweł już nie był obrażony że, nie pojechał. Namówiliśmy go, żeby przygotować powitanie dla Filipka. Z rysowaniem Paweł ma problem, ale w domu mamy rysownika. Jest nim Piotrek. Mam nadzieję że, uda mi się go kiedyś namówić do publikacji swoich prac. Są świetne, szkoda tylko że, zalegają w półkach.........Piotr zrobił graficzny projekt plakatu powitalnego. Potem pomagał mi przy kręceniu materiału. Najpiękniejsze było to, że Paweł tym razem nie buntował się przy nakręcaniu. Jego zadaniem było pokolorowanie. Miał pełną swobodę w wyborze kolorów. Spędził ze mną, sporo czasu przy montażu filmu. Przyznam że, nie wiele na tym się znam, ale myślę że, wyszło „całkiem, całkiem”..........



   Montaż był potrzebny. Powstały z tej pracy 3 dość spore filmy. Nie było by jak zamieścić ich na blogu.........

   Przyznam szczerze: kilka razy oglądałam te filmy. Co mnie w nich uderzyło? Fakt Pawła skupienia nad pracą. Bardzo zależało mu na tym żeby wyszła super. Podobnie jak na tym, żeby montaż, zawierał te elementy, które według niego były dobre.........Teraz pozostaje nam już tylko czekać na jutrzejszy dzień. Dzień który może zmienić bardzo wiele.......


środa, 1 maja 2013

JEST !!!!!!!!!!

     BABCIA Elka i WUJEK Paweł spieszą donieść że:


Długo wyczekiwany Filipek, pojawił się już na świecie. Cały i zdrowy....

Waga 4400

Długość 61 cm

   Z pewnego źródła wiemy iż: jest najpiękniejszym facetem w rodzinie, różowiutki, cieplutki i bardzo krzykliwy..........(tak donosi MAMUSIA)......

Oboje czują się dobrze............babka spada pić piątą kawę i złapać oddech....:)